Wystawa w ACK „PARK” w 1986 roku – Leszek Drygałski

Abstrakcja nie geometryczna zawsze w jakiś sposób przypomina barok, jest malarstwem dramatycznym, malarstwem sił, Wojciech Tratkiewicz formalnie jest abstrakcjonistą i często lubi powtarzać po Jacksonie Pollocku:
„Ja nie maluję z natury, ja sam jestem naturą”.
Co go od pokaźnej rzeszy abstrakcjonistów odróżnia, to przede wszystkim kolorystyka. Wojciech jest po prostu z powołania kolorystą. I to tym z „dawnej dobrej tradycji”.
Jego delikatne i często trudne do nazwania róże, wyblakłe pomarańcze kontrastują z szarościami, bielami, kremami , które ustanawiają tonację, a kolory ciepłe jakby akcentują swoje istnienie w obrazie. Związane jest to z rytmem, przemianami w praktyce tak często podobnymi do tzw. zapisu automatycznego stosowanego przez pierwszych surrealistów. Późniejsze prace są nieco inne. Dominują tu jeden lub dwa kolory. Mnie podobają się nadal te w gorącej tonacji.
Świecące czerwienie i żółcienie stają się bardzo dramatyczne, a jednocześnie są piękne. Są piękne bez opowiadania o krwi, różach, czy sercu. Farba jest grubo kładziona i często chciałoby się przejechać palcami po płótnie, by lepiej wyczuć miejsca zagęszczone, zagmatwane, miejsca, w których jest więcej oddechu, by wyczuć emocje autora.
3a też szkice do obrazów, które żyją własnym życiem, są skończone. Bo oto fragment obrazu przenoszonego ze szkicu zaczyna dyktować swoje prawa i reszta obrazu przemienia się, podporządkowując się temu małemu fragmentowi, a tak ważnemu. Dlatego obrazy powstają powoli, są malowane tygodniami.
Wojciech Tratkiewicz nie powtarza i nie naśladuje natury. Raczej jej szuka i znajduje. Jego siła decyduje o głębi obrazów, a kontrasty kolorów wytwarzają natężenie formy, dla uproszczenia zwanej abstrakcją..
Leszek Drygałski.